Zgłoszenie

Ernest

Sałata z makaronem i grillowaną polędwicą wołową

Głosy:  1/1 5

Było nieco po godzinie 17:00. Pogoda sugerowała, aby został dziś w domu. Nabrzmiałe niebo tylko czekało, by lada chwila runąć ścianą deszczu. Kłębiły się tam chmury wyglądające jak ogromne sterty szarej waty cukrowej, smagane przez wiatr, który spychał je lawiną w stronę Żoliborza. Siedząc w domu i mając przed sobą cały wieczór wiedział, że przyjdzie mu się zmierzyć z zadaniem, którego wykonanie obiecywał sobie od dawna. Zaczął więc od przygotowania sosu. Wziął pęczek pietruszki i pospiesznie posiekał. Wrzucił do miski, dodał nieco soli i pieprzu, wycisnął dwa ząbki czosnku i zalał oliwą z oliwek. – Jeszcze haust octu winnego i gotowe – pomyślał. Całość zblendował, zostawiając jednak widoczną strukturę liści. Sos chimichurri – bo tak nazywają go w Ameryce Południowej – posłuży mu do zamarynowania makaronu, tymczasem czas zabrać się za pozostałe składniki. Sięgnął po polędwicę wołową, którą wcześniej wyjął z lodówki, aby złapała pokojowej temperatury. – Mówi się, że polędwicę należy solić już na patelni i przewracać tylko raz. A to wszystko bzdury – zawsze mu się o tym przypominało, kiedy smażył lub grillował steki. Solidny kawałek polędwicy posolił zatem grubą solą morską i przyprawił świeżo zmielonym pieprzem. Skropił brytyjskim sosem Worcestershire, który świetnie podbija smak wołowiny. Następnie wrzucił ten kawałek na patelnię z odrobiną oliwy. Patelnia rozgrzana jak diabli zaczęła skwierczeć i syczeć, jednocześnie odwdzięczając się piękną karmelizacją mięsa. Kawałek był solidny, dość gruby, dlatego potrzebował czasu, aby uzyskać jego ulubiony stopień wysmażenia medium rare. Na sam koniec na patelni wylądowała łyżka masła, które roztopiwszy się posłużyło do podlewania steka. Z jednej strony przyspieszyło to proces „dochodzenia miesa”, z drugiej zostawiło maślany posmak. Po całej tej mało w gruncie rzeczy skomplikowanej operacji, pozwolił polędwicy odpocząć na desce. Wiedział, że ta dłuższa chwila zapewni odpowiednią kruchość i soczystość mięsa. Na czystym talerzu rozłożył sałatę, połówkę pomidora, ugotowaną ciecierzycę, zamarynowany wcześniej w sosie chimichurri makaron penne Barilla i gwiazdę tej prostej sałatki, czyli pokrojoną i przestudzoną polędwicę. Do tego kiełki cebuli i więcej sosu chimichurri, który – a był o tym przekonany – zbuduje charakter całego dania. Nalał sobie kieliszek czerwonego wina i oddał się błogiej konsumpcji. A za oknem dalej padał deszcz.